Autor Wiadomość
admin
PostWysłany: Nie 14:16, 21 Lut 2010    Temat postu:

.
Eksterminacja Narodu Polskiego i Kościoła Rzymskokat.

Według paktu Ribbetrop-Mołotow z 23 VIII 1939 r., granica wpływów okupantów Niemiec i Związku Sowieckiego miała przebiegać wzdłuż linii Narew-Wisła-San. Ustalenia te uległy zmianie wskutek nowej rzeczywistości wywołanej sowiecką inwazją 17 IX 1939 r. na Polskę. Na mocy nowego niemiecko-sowieckiego traktatu o granicach i przyjaźni zawartego w Moskwie 28 IX 1939 r., linia demarkacyjna pomiędzy obu państwami biegła odtąd wzdłuż rzek: Pisy-Narwi-Bugu-Sanu.


Wskutek tego aktu prawnego, m.in. cała Małopolska Wschodnia, a więc tym samym archidiecezja lwowska obrządku łacińskiego, weszła w skład Związku Sowieckiego. Fakt ten przypieczętowały fikcyjne, przeprowadzone w atmosferze terroru, wybory 22 X 1939 r. do lokalnego Zgromadzenia Ludowego.





Dnia 27 października t.r. Zgromadzenie Ludowe Zachodniej Ukrainy ogłosiło włączenie obszaru Małopolski Wschodniej zwanej wówczas Zachodnie Ukrainą w skład Ukraińskiej SSR, a 1 listopada t.r. Prezydium Rady Najwyższej ZSRR wcieliło Zachodnią Ukrainę do Związku Sowieckiego. Niebawem, bo 29 XI 1939 r., dekretem Prezydium Rady Najwyższej ZSRR nadano polskim obywatelom z terenu Zachodniej Ukrainy sowieckie obywatelstwo.



Okres tzw. pierwszej okupacji sowieckiej trwał od 17 IX 1939 r. do 22 VI 1941 r., czyli do decyzji hitlerowskich Niemiec o wejściu w stan wojny ze Związkiem Sowieckim. Niemiecki Drang nach Osten pociągnął za sobą okupację wojskową nieprzyjaciela w Małopolsce Wschodniej do początków stycznia 1944 r.

Obszar ten na mocy rozporządzenia Adolfa Hitlera z 17 VII 1941 r. został włączony do Generalnego Gubernatorstwa jako Distrikt Galizien. W tym samym okresie z Niemcami współdziałali ukraińscy nacjonaliści, prowadząc na szeroką skalę eksterminację polskiego narodu.




Załamanie hitlerowskiej ofensywy na Wschodzie pociągnęło za sobą nawrót wojsk i władzy sowieckiej na Kresach Wschodnich Rzeczypospolitej; od stycznia 1944 r. rozpoczęła się druga okupacja sowiecka, uwieńczona definitywnym wcieleniem Kresów Wschodnich do Związku Sowieckiego.


W zmieniającej się jak w kalejdoskopie mapie stref okupacyjnych, archidiecezja lwowska doświadczyła tragicznego w skutkach zjawiska jakim był ukraiński ruch nacjonalistyczny, korzystający z protektoratu Niemiec hitlerowskich. Jego przywódcy zmierzali do utworzenia struktur samoistnej ukraińskiej państwowości. Ale w realizacji tych planów istniała zasadnicza przeszkoda, a mianowicie obecność polskiego społeczeństwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

W celu wymuszenia na nim opuszczenia tych terenów, ukraińscy nacjonaliści podjęli zakrojoną na szeroką skalę akcję czystek etnicznych, prowadzoną również na obszarze archidiecezji lwowskiej. Pojedyncze ekscesy przeradzające się z upływem czasu w eksterminację narodu polskiego rozpoczęły się właściwie od jesieni 1939 r., aby osiągnąć swe apogeum w latach 1943-1945.






Cele i zamiary ukraińskich nacjonalistów w całej pełni oddaje tajna dyrektywa terytorialnego dowództwa Ukraińskiej Powstańczej Armii - Piwnicz z czerwca 1943 r.:

[...] Powinniśmy przeprowadzić wielką akcję likwidacji polskiego elementu. Przy odejściu wojsk niemieckich należy wykorzystać ten dogodny moment dla zlikwidowania całej ludności męskiej w wieku od 16 do 60 lat. [...] Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi.


W ślad za eksterminacją ludności polskiej szła akcja usuwania materialnych przejawów jej obecności w myśl rozkazu OUN z 9 II 1944 r.:

[...] 7. Likwidować ślady polskości [...].
a) Zniszczyć wszystkie ściany kościołów i innych polskich budynków kultowych,
b) Zniszczyć drzewa przy zabudowaniach tak, aby nie pozostały nawet ślady, że tam kiedykolwiek ktoś żył, ale nie niszczyć drzew owocowych przy drogach,
c) do 21 XI 1944 roku zniszczyć wszystkie polskie chaty, w których poprzednio mieszkali Polacy [...].
Zwraca się uwagę raz jeszcze na to, że jeżeli cokolwiek polskiego pozostanie, to Polacy będą mieli pretensje do naszych ziem.
Postój, 9.02. [19] 44 r. Mandriwny







W hierarchii planów eksterminacyjnych na jednym z czołowych miejsc znajdowało się duchowieństwo rzymskokatolickie, jako ostoja życia religijno-narodowego polskiego społeczeństwa w zróżnicowanej etnicznie populacji ówczesnego Dystryktu Galicji.

W przekonaniu - nie pozbawionym zresztą słuszności - ukraińskich nacjonalistów, likwidacja polskich kapłanów i zniszczenie świątyń obrządku łacińskiego obliczona była na złamanie ducha oporu Polaków, identyfikujących zwłaszcza na Kresach II Rzeczypospolitej wartości religijne z narodowo-patriotycznymi.

Tak więc ofiarą masowych mordów padło w latach 1939-1945 łącznie 35 kapłanów archidiecezji lwowskiej, a 16 innych doświadczyło różnorodnych szykan i cierpień 6. Szacunki liczbowe strat ludności cywilnej z rąk ukraińskich nacjonalistów dla obszaru Distrikt Galizien nie zostały dotąd rzetelnie ustalone, ale wolno je sytuować w wysokości kilkudziesięciu tysięcy ofiar .



Archidiecezja lwowska obrządku łacińskiego terytorialnie mieściła się w granicach Małopolski Wschodniej złożonej z trzech województw: lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego na południowo-wschodnich rubieżach II Rzeczypospolitej.

Według danych statystycznych z 1939 r. do Kościoła rzymskokatolickiego należało 1 079 108 wiernych, w przeważającej większości narodowości polskiej. Pod względem administracji kościelnej, archidiecezja obejmowała 28 dekanatów i 416 parafii 9.

Skład personalny duchowieństwa na dzień 5 XI 1939 r. zamykał się wielkością rzędu 805 kapłanów 10. W latach II wojny światowej zarówno liczba wiernych jak i duchowieństwa ulegała zmianie już to wskutek napływu uciekinierów z centralnej Polski, już to wskutek eksterminacji ze strony okupantów.

Na czele lokalnego Kościoła stał od 1923 r. arcybiskup metropolita dr Bolesław Twardowski (1864-1944), wspomagany od 1933 r. przez biskupa pomocniczego dr. Eugeniusza Baziaka (1890-1962). Podeszły wiekiem i schorowany metropolita zmarł 22 XI 1944 r. we Lwowie jeszcze przed zakończeniem działań wojennych, ale zanim to nastąpiło, wystarał się u Piusa XII o koadiutora z prawem następstwa.

Nominacja ta miała miejsce l III 1944 r. dla bp. Baziaka; faktyczne rządy w archidiecezji lwowskiej objął on 22 XI 1944 r., czyli w dniu śmierci metropolity 11. W rządach archidiecezją uczestniczyła również Kapituła Metropolitalna, licząca w 1939 r. dziewięciu kanoników gremialnych .





W świetle badań źródłowych nie ulega wątpliwości, iż nasilenie krwawych porachunków Ukraińców z Polakami nabrało tempa po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej w czerwcu 1941 r.



W memoriale z 27 III 1944 r. abp Sapieha w imieniu lwowskiego hierarchy przedstawił katalog 24 zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów kapłanów archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego, przytoczył wykaz 70 parafii rzymskokatolickich opuszczonych wskutek zbrojnych napadów, jak również dane statystyczne masowych mordów z 30 miejscowości.

Odwołując się do wartości humanitarnych, krakowski metropolita prosił adresata listu, aby ten położył kres zbrodniczej akcji ukraińskich nacjonalistów na terenie archidiecezji lwowskiej. Jednak i ta metoda pośrednictwa okazała się nieskuteczna 26. Atmosferę całkowitej bezradności, braku jakiejkolwiek nadziei, rezygnacji wyższej hierarchii Kościoła lwowskiego obrządku łacińskiego w dobie ukraińskich mordów dobrze oddaje list kanonika gremialnego Kapituły Metropolitalnej we Lwowie ks. Ignacego Chwiruta, pisany 2 III 1944 r. do anonimowego adresata w Częstochowie.


Czytamy w nim:

Piszę, bo już nie mogę wytrzymać. Nie wiem, czy macie wiadomości o tym, co się tu dzieje od nowego roku, a przede wszystkim od początku lutego. Podam Wam nieco szczegółów, a Wy krzyczcie na wszystkie strony, bo nasze głosy nie znajdują nigdzie echa. Radzi się, paktuje, zwleka by " nie zadrażniać sytuacji", a tymczasem już nie rodziny, ale całe osady polskie idą z dymem, a ludzi strzela się i systematycznie wycina. [...] Poczta przynosi codziennie nowe, straszne wiadomości, tak, że nie ma się już nawet sił płakać. [...] Ostatnio morduje się przede wszystkim mężczyzn. Z powodu tego terroru przechodzą nasi parafianie w niektórych miejscowościach na obrządek grecki.

Od tygodnia ginie we Lwowie codziennie 20 do 40 mężczyzn w sile wieku, głównie w godzinach wieczornych 7-9. Katedra oblepiona klepsydrami: "zmarł po krótkich a ciężkich cierpieniach". Obrona z polskiej strony trudna, bo nie ma broni, podczas gdy strona przeciwna dysponuje nią w obfitości przez milicję. Gdzie tylko Polacy stawili choć słaby opór (np. Żydatycze, a częściowo w Hanaczowie) skutek był dobry. Mówi się, że władze niemieckie mają pozwolić na broń w niektórych miejscowościach. Ks. Arcypasterz zwrócił się do p[ana] Gubernatora z przedstawieniem okropnej sytuacji Polaków.

Odpowiedzi jeszcze nie ma. Komitet Opiekuńczy robi co może, ale są to wszystko tylko półśrodki, które ratują uciekinierów, ale nie naprawiają położenia. Do Ks. Arcybiskupa Szeptyckiego nie ma co pisać, bo stoi na stanowisku, że tego nie robią Ukraińcy, tylko bolszewickie bandy. Jest to oczywiście chowanie głowy w piasek, żeby nie widzieć prawdy.

(Technika napadów jest taka, że miejscowi Ukraińcy są przewodnikami, a mordują sąsiedzi; nazwiska w wielu wypadkach są dokładnie znane). Mówcie o tych sprawach wszystkim, przy każdej okazji, prostujcie błędne informacje, które rozsiewają tam uciekinierzy Ukraińcy i wołajcie o pomoc przynajmniej opinii publicznej. Do tych, co paktują, ma społeczeństwo polskie głęboki żal i pogardę. Tą drogą wygubi się resztę polskiego żywiołu, a nic się nie zyska, bo tam brak dobrej woli i szczerości. [...] Przykro mi, żem Wam zakrwawił serca. My tu już nie płaczemy, bo łez nie staje. Będzie nam lżej, gdy się dowiemy, że ktoś ze środkowej Polski zainteresował się naszą niedolą








Nasilające się przypadki zbrojnych napadów ukraińskich nacjonalistów na rzymskokatolickie parafie archidiecezji lwowskiej przy równoczesnym braku jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz, zmusiły abp. Twardowskiego do opublikowania wczesną wiosną 1944 r. okólnika, regulującego tryb postępowania duchownych w sytuacjach zagrożenia życia. Mianowicie tego typu przypadki, szczególnie w parafiach obsadzonych przez pojedynczych duszpasterzy z niewielką liczbą wiernych, usprawiedliwiały wyjazd kapłana do bardziej bezpiecznej sąsiedniej miejscowości, skąd mógłby zarządzać on nadal opuszczoną placówką.

Gdyby zaś nieobecność duchownego miała się przedłużyć ponad tydzień, powinien on w obawie przed profanacją spożyć Najświętszy Sakrament, natomiast pieczę nad kościołem i plebanią powierzyć zaufanym wiernym. Trosce duszpasterza zlecono także zabezpieczenie archiwum parafialnego, sprzętów kościelnych oraz paramentów liturgicznych.

Wreszcie o fakcie wyjazdu z parafii należało powiadomić urząd dziekański jak też Kurię Metropolitalną we Lwowie. Abp Twardowski apelował nadto do kapłanów rezydujących w bezpiecznych miejscach o przyjście z pomocą współbraciom zmuszonym do tułaczki.


W praktyce nie udało się wszakże zahamować procesu exodusu lwowskich duchownych, szukających w panice schronienia w innych diecezjach centralnej Polski. Wyjazdy te najczęściej odbywały się za zgodą, a przynajmniej za wiedzą Kurii Metropolitalnej ob. łac. we Lwowie, choć zdarzały się też przypadki samowolnego opuszczania terytorium archidiecezji.

W tej sytuacji, po identyfikacji nowego miejsca pobytu kapłana, przypominano mu obowiązujące zasady, sankcjonując ex post fakty dokonane metodą przyznania maksimum kilkumiesięcznego urlopu, albo też wzywając go do powrotu na obszar archidiecezji .

Niektórzy duchowni z ciężkimi urazami lękowymi po przebytych doświadczeniach nie powrócili już nigdy na wschód, uzyskując pozwolenie władzy duchownej na pracę duszpasterską w innych polskich diecezjach.








Panikę wywołaną masowymi mordami potęgowały nadto kolportowane pośród polskiego społeczeństwa po wsiach i w miasteczkach odezwy nacjonalistów ukraińskich. Jedna z nich, pisana odręcznie w j. ukraińskim, przybita na murze kościoła w Rawie Ruskiej w 1944 r. głosiła:


Do polskiego społeczeństwa miasta Rawa Ruska. W ostatnich czasach na naszych terenach zauważono szereg wypadków wymierzonych w spokojną ukraińską społeczność ze strony polskich band bądź nawet polskiej społeczności. Oprócz tego Polacy przez cały czas okupacji niemieckiej swoimi donosami wysługując się imperialistom niemieckim szkodzili społeczeństwu ukraińskiemu.

Ale na tym nie koniec.

Teraz, kiedy na tereny zachodnio-ukraińskiej ziemi wkroczyła Armia Czerwona, Polacy nie zaniechali swojej służalczej roboty względem okupantów, przeciwnie, jeszcze ją wzmocnili. Polacy, idąc ręka w rękę z bolszewikami (czy zapomnieliście już o Katyniu?), swoimi donosami stali się przyczyną licznych egzekucji po stronie ukraińskiej społeczności.

Polacy przez cały czas działali i działają na szkodę społeczności ukraińskiej. Dlatego teraz, aby położyć kres przelewowi krwi, nakazujemy [wam - JW] opuścić ukraińskie etnograficzne tereny do 22 maja 1944 r. do godziny 24; w przeciwnym razie będziecie ukarani śmiercią. Ukraińska Narodowa Samoobrona


Jaka była reakcja rzymskokatolickiej Kurii Metropolitalnej oraz lwowskich hierarchów: abp. Bolesława Twardowskiego i bp. Eugeniusza Baziaka na zjawisko postępującej zagłady lokalnego Kościoła?


Posunięta do skrajnych granic ostrożność w nazywaniu rzeczy po imieniu znalazła także swój wyraz w innych informacjach publikowanych na łamach "Kurendy", wydawanej podczas II wojny światowej metodą druku powielanego, a więc na prawach pisma przeznaczonego do wewnętrznego użytku.

W comiesięcznych numerach periodyku pojawiały się raz po raz długie wykazy nazwisk w rubryce: Kronika żałobna. Spory procent duchownych w tych zestawieniach stanowiły ofiary ukraińskich nacjonalistów. Jednak poza datą zgonu i określeniem zajmowanego przed śmiercią stanowiska w hierarchii kościelnej, nie wspomniano słowem o żadnych szczegółach .









Jedyną - nieznaną od czasu wytworzenia przez 60 lat do chwili obecnej, a tym samym nie wykorzystywaną w badaniach naukowych - dokumentacją na ten temat są pisemne relacje duchownych archidiecezji lwowskiej ob. łac. zarówno diecezjalnych, jak i zakonnych, kierowane do Kurii Metropolitalnej we Lwowie, natomiast po 1945 r. mieszczącej się w Lubaczowie.

Powstawały one w latach 1939-1949, najpierw spontanicznie jako wyraz przeżywanych przez kapłanów rzymskokatolickich i wiernych wielu parani archidiecezji lwowskiej tragicznych losów, a potem kontynuowano je ex post po zakończeniu wojny na apel rezydującego w granicach PRL-u abp. Eugeniusza Baziaka.


Do naszych czasów zachowało się przeszło 300 sprawozdań z 25 dekanatów (na 28 wówczas istniejących);


W tym zbiorze, zasób dokumentów poświęconych eksterminacji ukraińskiej stanowi wszakże do tego stopnia przytłaczającą większość, iż postanowiono opublikować go w formie samodzielnej edycji. Po raz pierwszy więc od chwili ich powstania ujrzały dopiero teraz światło dzienne. Prezentowane tu źródła przynoszą rzetelną porcję materiału historycznego, zredagowanego przez bezpośrednich lub pośrednich świadków.

Autorzy raportów dokładali starań, aby nie uronić żadnych znanych sobie szczegółów, nie wykluczając nazwisk napastników i ich ofiar, metod stosowanych w czasie napadów, szacunków strat poniesionych przez Polaków czy dramatycznych opisów atmosfery nieustannego lęku, braku nadziei na ratunek, dramatu bratobójczej śmierci oraz pełnej rezygnacji decyzji ludzi ocalałych z pogromów co do konieczności ekspatriacji na Ziemie Zachodnie.



Dobrze oddaje ówczesne nastroje jeden z autorów sprawozdania 8 VIII 1943 r. ks. Michał Duszenko , z parafii Hallerczynktóry nota bene niebawem został zamordowany:
Śmierci nie ma, życia nie ma - a udręka potworna i nieustanna .

Inny duszpasterz, ks. Mieczysław Krzemiński z parafii Korościatyn, pismem z 29 XII 1943 r. donosił:
Ciemności duchowe okryły serca ludzkie, do tego przyłącza się zanik prawie zupełny uczuć ludzkich. Opanowała ludzi dzikość i żądza krwi .

Kolejny relator, ks. Stefan Wrzołek z parafii Tartaków, dnia 1 II 1944 r. dodawał:
Ludność masowo wyjeżdża, bo, niestety, od nikogo nawet nie możemy się spodziewać obrony i opieki. Przykre to, ale prawdziwe.






W podobnym tonie brzmiała inna opinia wyrażona przez ks. Antoniego Przybylskiego z parafii Żabińce, z 6 II 1944 r.:

Jak my tu żyjemy teraz jak Łazarze, bez spania, bez pożywienia, a nerwy odmawiają posłuszeństwa. Co to dalej będzie, niech Bóg broni. Wszystko w popłochu ucieka na zachód, tak, że wkrótce braknie parafian, cóż my mamy robić. Ludzi nie można tak zostawić, chyba trzeba razem z nimi zginąć.

Administrator parafii Bełżec o. Ireneusz Kmiecik OFMRef. skarżył się w kwietniu 1944 r. w liście do Kurii Metropolitalnej:

Żyjemy w ciągłej obawie odwetu. Warta pilnuje, ale jak większa siła przyjdzie, to co to pomoże. Wiosna wreszcie przyszła, a tymczasem tak smutno na duszy .

Z kolei o. Jozafat Biernat OFMBern. 9 XII 1944 r. z Opryłowiec informował Kurię Metropolitalną we Lwowie:

Co kilka dni przeżywam gehennę. Dzień za dniem jako tako schodzi, lecz noce są straszne. Dotąd mam spośród moich [parafian - JW] 27 ofiar mordu. Ludzie moi nie nocują w domach i schnę od strachu .


. Dnia 15 XII 1944 r. ks Jerzy Doleżal z Oknian pisał:

Straszne są noce dzisiejsze na wsi. Człowiek ukryty gdzieś na strychu stajni, na stercie słomy czy w brogu z trwogą śledzi wybuchające od czasu do czasu łuny pożarów w okolicznych wioskach, wsłuchuje się w trzask automatów, a nieraz sam miałem sposobność słyszeć o parę kroków od siebie przebiegających w ciemności "nocnych gości", szczęściem bez szkody dla siebie.

W lutym 1944 r. proboszcz parafii Podmichale ks. Michał Sempowicz, relacjonował do Kurii Metropolitalnej po kilkakrotnych nocnych napadach na wieś:

Nerwowo przychodzę powoli do siebie, ale jeszcze nie wszystko w porządku. Biedni moi parafianie - schną i siwieją - odwiedzają mnie i płaczą, cóż im poradzę? Nie wiedzą dnia ni godziny.


W doświadczeniach tych nie brakło również niejednoznacznych, od pozytywnych do całkowicie pejoratywnych, opinii na temat zachowania się duchowieństwa greckokatolickiego w dobie napadów oraz mordów na polskie skupiska.

Tak np. po zamordowaniu rzymskokatolickiego proboszcza parafii Markowa ks. Mikołaja Ferensa w lutym 1944 r., tamtejszy unicki proboszcz ks. Mychajło Szczurowski solidaryzując się z ofiarą zaniechał uroczystej celebry poświęcenia wody w tzw. dniu Jordana, natomiast odprawił Mszę św. żałobną za duszę konfratra.

Na znak protestu zapowiedział opuszczenie parafii ze słowami:

Nie chcę wśród bandytów umierać. Szkoda mojej 30 letniej pracy.

Podobną postawę zajął unicki proboszcz parafii Koszlaki ks. Teofil Łucyk; dnia 20 XII 1944 r. poinformował on Kurię Metropolitalną ob. łac. we Lwowie o fakcie uprowadzenia przez bandytów jesienią 1944 r. wikariusza tamtejszej rzymskokatolickiej parafii ks. Włodzimierza Siekierskiego. Ponadto przewodniczył pogrzebowi miejscowego proboszcza ob. łac. ks. Jana Bilińskiego, zmarłego naturalną śmiercią początkiem grudnia 1944 r.

Inny duchowny unicki, proboszcz parafii Sorocko, ostrzegał lokalnego administratora rzymskokatolickiego ks. Adama Drzyzgę o wydanym nań przez nacjonalistów ukraińskich wyroku śmierci, namawiając go do wyjazdu. Ten nie zdążył wszakże tego uczynić, padając śmiertelną ofiarą 23 XI 1944 r. z ich ręki .

Z kolei duszpasterz parafii Iwanówka k/Trembowli, ks. Franciszek Napieracz, po napadzie 11/12 III 1944 r. zbrojnych oddziałów ukraińskich, znalazł przejściowe schronienie na miejscowej plebanii greckokatolickiej, skąd zaopatrzony w żywność i pieniądze, udał się na tułaczkę w dalszą drogę.



Nie brakło jednak negatywnych doświadczeń po stronie polskich kapłanów w ocenie reakcji duchowieństwa obrządku greckokatolickiego.

Dla przykładu warto przytoczyć wypowiedź rzymskokatolickiego duszpasterza parafii Toki, ks. Jacka Muzyki, na temat miejscowego unickiego duchownego Iwana Jacyszyna:

Ruscy księża grzebią, chrzczą i kradną dusze. Opowiadano mi, że ruski proboszcz na drugi dzień po mordzie, bardzo ucieszony i uradowany szedł na mszę św. do cerkwi. A po śmierci Metropolity Szeptyckiego w cerkwi miał mówić, że

"polska wataha zabyła naszoho metropolita. Mało sia napyla naszoji krowy". Jak się teraz dowiaduję, od mego sąsiada bandery robił wywiady, co ja robię, co ja nawet jem. Widać, że trzeba mu było - ostatni to łajdak. Nie tylko pijak, ale wszystko w nim złe. Żyłem z nim dobrze, tylko w ostatnich czasach mnie unikał. Raz na kazaniu krzyczał, że raz trzeba tego raka wyciąć, na "pisky" ich wysłać. Wychowany w Bochni, matka polka [sic!]. (Nazywa się Jan Jacyszyn). Gdy Niemcy przyszli, proklamował "samostijną". Uroczyście z procesją wyprawiał "dobrowilciw", którzy po 3 dniach wrócili do domu. Władze sowieckie o tym wiedzą. Mają na niego materiały, ale go trzymają. Opłaca się dobrze "prokurorowi”.



W negatywnym duchu wypowiadał się także proboszcz rzymskokatolickiej parafii Delatyn ks. Walenty Garczyński o innym kapłanie unickim z Mikuliczyna; był nim ks. Łuciów.

Relacjonował w 1944 r.:

Księża ukraińscy zaczęli uświadamiać swoje owieczki. W Mikuliczynie paroch ks. Łuciów głosił na ambonie, że przyszedł czas, by Polaków wyrzucić poza Kraków i Warszawę, zabronił sprzedawać Polakom, twierdząc, że Polak i Żyd to jest to samo. Miał swoje dogmaty. Na kazaniach udowadniał, że Chrystus Pan urodził się na Wschodzie, że tam powstała liturgia [wschodnia - JW] a później dopiero zachodnia, że Pan Jezus założył Kościół na Wschodzie, że Pan Jezus w Rzymie nie był, że umarł na Wschodzie, że liturgia wschodnia jest piękna i pociągająca, a zachodnia sztywna i prosta, a więc precz z latynizmem, precz z łacinnikami. Wobec takiego uświadamiania, powstała wściekła nienawiść do Polaków. [...] powinien być gestapowcem a nie kapłanem.

Pojawiały się nadto bardzo poważne oskarżenia pod adresem duchowieństwa greckokatolickiego archidiecezji lwowskiej o bezpośrednie współdziałanie po stronie agresorów.

Tak np. odnośnie do ustaleń przeprowadzonych po zabójstwie wspomnianego wcześniej ks. Michała Duszenki w Hallerczynie, okazało się, że inspiratorem morderstwa miał być miejscowy kapłan greckokatolicki .

Według opinii ks. Pawła Baranowskiego, inicjatorem masowych mordów w powiecie Rohatyn, woj. Stanisławów, w okolicach wsi Skomorochy Stare, gdzie zginął również m.in. ks. Tadeusz Stroński 12 X 1943 r., był m.in. greckokatolicki proboszcz tejże parafii ks. Wasyl Namyj .






Wrogiem duchowieństwa rzymskokatolickiego był także unicki proboszcz parafii Stratyn ks. Josif Dubanowycz. W atmosferze narastającej presji na miejscowego kapłana rzymskokatolickiego ks. Władysława Wolańczyka, aby opuścił zdziesiątkowaną mordami polską społeczność Stratyna, wypowiedział się on do jednego z Polaków:

Wasz ksiądz me ma co tu robić, bo tu nie ma parafii, a jak nie ma hrabiego, to on tu niepotrzebny .

Ale zdarzały się również przypadki przestróg ze strony cywilnej ludności ukraińskiej wobec rzymskokatolickich księży, którym groziło niebezpieczeństwo śmierci. Tak np. administrator parafii Wolica Derewlańska, ks.Jacek Łukasiewicz, wskutek takiego ostrzeżenia w lutym 1945 r. wyjechał do Lwowa, ratując swoje życie.



Natomiast polscy kapłani mimo tragicznych doświadczeń ze strony ukraińskich nacjonalistów, spieszyli z pomocą doraźną i religijną wyznawcom obrządku greckokatolickiego, poprawnie rozróżniając między banderowcami a cywilną społecznością ukraińską.

Ks. Jerzy Doleżal - administrator rzymskokatolickiej parafii Okniany, relacjonował 15 XII 1944 r. do Kurii Metropolitalnej we Lwowie:

Miło mi jest dzisiaj wspomnieć, że Mszę św. odprawiałem stale - chorych, rannych, choć przeważnie obrządku gr[ecko]-kat[olickiego] zaopatrywałem natychmiast, gdy tylko dowiedziałem się o wypadku i starałem się użyczyć nie tylko pomocy duchowej, ale i ulżyć im w ranach ciała. Nie piszę tego dla chwalenia siebie, lecz dla stwierdzenia faktu, że dobroć nagrodzona będzie już tu na ziemi - bo to, że poszedłem zaopatrzyć rannych greko-katolików, choć powinien to był uczynić ich własny duszpasterz i przewiązałem im rany, sprowadziłem po tym lekarza wojskowego, dziś choć nie daje jeszcze stuprocentowej pewności życia, to jednak bardzo ułatwia życie w takiej wsi jak Okniany


Jednakże poddana terrorowi ludność cywilna obrządku łacińskiego również zachowywała się niejednakowo. Olbrzymia większość pozostała wierna własnej tożsamości narodowo-religijnej, ale zdarzały się przypadki innych postaw, wymuszonych najczęściej presją zewnętrzną.

Tytułem przykładu trzeba powiedzieć o panice wywołanej wśród wiernych zabójstwem 10 II 1944 r. proboszcza parafii Sarnki Dolne ks. Wiktora Szklarczyka, którzy z obawy o własne życie, grupowo podjęli starania o przejście na obrządek greckokatolicki.

Kiedy formalna konwersja się nie powiodła z powodu trwającej wojny, składali oni [...] przysięgę na wierność narodowi ukraińskiemu i religii gr[ecko]kat[olickiej] i przystępowali do Komunii św. w cerkwi . Podobnie wiosną 1944 r. przerażeni napadami ukraińskich nacjonalistów wierni parafii Waręż, zmieniali obrządek z łacińskiego na unicki, usiłując tym samym udowodnić swoją lojalność względem Ukraińców, a tym samym ocalić życie



W wielu wypowiedziach polskich duchownych uderza znamienna postawa wierności powołaniu kapłańskiemu oraz zleconej przez biskupa misji duszpasterskiej, co przejawiało się w formie mężnego trwania na parafii wśród i dla wiernych obrządku łacińskiego. Warto przytoczyć tu kilka świadectw.

W lutym 1944 r. administrator parafii Zawałów ks. Kazimierz Bartosiewicz pisał do Kurii Metropolitalnej we Lwowie:
Już 2 tygodnie nie śpię prawie zupełnie i nie nocuję na plebanii i ciągle słyszę pogróżki pod moim adresem. Rozumiem dobrze swój kapłański obowiązek i dlatego do teraz jeszcze trwam na posterunku, ale nie wiem jak długo Pan Bóg mnie ochroni i doda mi sił do wytrwania .

Administrator parafii Opryłowce o. Jozafat Biernat OFMBern. w grudniu 1944 r. stwierdzał:
Dziwią się ludzie, że jeszcze siedzę w Opryłowcach. Ja postanowiłem sobie trwać na stanowisku tak długo -jak długo będą parafianie - a skoro ostatni wyjedzie, wtedy i ja, nie z obawy, lecz z braku pracy i środków do życia usunę się .

Na przełomie stycznia i lutego 1945 r. ks. Stanisław Tenerowicz z Kopyczyniec tłumaczył swemu konfratrowi:
[...] na razie nie mogę wyjechać, ponieważ są jeszcze moi parafianie ze wsi schronieni w mieście i księża jeszcze nie wyjechali. Wyjadę, aż wyjadą moi parafianie.


Na koniec warto zdobyć się na próbę określenia charakteru poczynań ukraińskich nacjonalistów względem społeczeństwa polskiego w Małopolsce Wschodniej podczas II wojny światowej. W literaturze używa się często zamiennych pojęć: masowe mordy, zabójstwa, eksterminacja, ludobójstwo. Które zatem z tych pojęć najlepiej opisuje wspomnianą rzeczywistość? Coraz częściej badacze problemu zdają się opowiadać za pojęciem ludobójstwa.





Materiały źródłowe są przechowywane w Archiwum Kurii Metropolitalnej obrządku łacińskiego we Lwowie.

Część z nich pomieszczono w fascykułach akt Kurii za lata 1939-1946, inne zaś o tej samej proweniencji, choć mechanicznie wcześniej wyłączone, mieszczą się w oprawionych poszytach zatytułowanych: Autentyczne dokumenty dotyczące kapłanów archidiecezji lwowskiej, pomordowanych w latach II wojny światowej (1939-1945) i zebrane przez ks. arcybiskupa Eugeniusza Baziaka, metropolitę lwowskiego obrządku łacińskiego, (Lubaczów 1975, rps) i Autentyczne dokumenty, dotyczące kapłanów oraz wiernych Archidiecezji Lwowskiej, pomordowanych i prześladowanych w latach II wojny światowej (1939-1945), zebrane przez ks. arcybiskupa Eugeniusza Baziaka, Metropolitę Lwowskiego obrządku łacińskiego, (Lubaczów 1977, rps).

Dwie ostatnie z wymienionych kolekcji funkcjonują zarówno w rękopisie - są to oryginały dokumentów, jak i maszynopisie - który stanowią kopie sporządzone przez urzędników Kurii Arcybiskupiej w Lubaczowie. Wspomniane wyżej materiały nie posiadają własnych sygnatur.

Dla ułatwienia korzystania z dokumentów, zostały one przez piszącego te słowa połączone w jeden zbiór opatrzony hasłem: Napady i mordy ukraińskich nacjonalistów w archidiecezji lwowskiej ob. łac. 1939-1945, również bez sygnatury. [...]


Józef Wołczański.
http://www.lwow.com.pl/eksterminacja.html.


foto: Władysław Pitak


http://www.sokal.fora.pl/sanktuarium-matki-boskiej-z-tartakowa-w-lukawcu,16/ks-stefan-wrzolek,373.html#1759
.
Maria
PostWysłany: Sob 11:43, 20 Lut 2010    Temat postu:

Biała Madonna w Wilnie
Biała Pani w kościele oo. Franciszkanów w Wilnie


Historia tej figury jest bogata i kryje w sobie trochę tajemniczości. Niestety, archiwa kościoła o.o. Franciszkanów w Wilnie w znacznej częsci zostały zniszczone w 1947 r. podczas ponownego zamknięcia kościoła przez władze sowieckie.

Zachowały się jednak świadectwa i kroniki spisane przez o. Władysława Kamila Wielemańskiego, który do 1947 r. pracował w Wilnie, a potem został zesłany na kotorgę do łagrów sowieckich.

Pod fotografiami , autorstwa Władysława Pitaka, zamieszczamy informacje wg zapisków o. Wielemańskiego wykonanych w Księdze Konwentualnej oo. Franciszkanów w Wilnie i ich fragmentów opublikowanych w Kurierze Wileńskim w 1994 r. oraz fragmentów pracy magisterskiej napisanej przez Janusza M. Krużyckiego (OFM Conv) pod kierunkiem o. dra Grzegorza M. Bartosika na Wydz. Teologicznym ATK w Warszawie.

Fotografie i teksty dot. figury Matki Boskiej Brzemiennej (Białej Pani) dostarczył nam Władysław Pitak za zgodą rektora kościoła o.o. Franciszkanów w Wilnie, o. dra Marka Dettlaffa.

Zapraszamy do odwiedzenia naszej galerii:

@@@@@@@@@@@@@@@@


Figura Białej Pani w kościele oo.Franciszkanów w Wilnie.
foto: Władysław Pitak ( sokal2@wp.pl )
.
Figura ma pochodzić z czasów późnego baroku (XVII w.), a pomysłodawcą był ponoć Hetman Wielki Litewski - Michał Pac, który w 1676 r rzeźbiarzom włoskim Piotrowi Perettiemu i Janowi Galli dał polecenie sporządzenia posągu Matki Bożej (w jednym egzemplarzu) z białęj masy, wielkości przeciętnego człowieka i oddać go do kościoła Ojców Franciszkanów na Piaskach, by w tej pierwszej katedrze, zniszczonej pożarem i odnowionej, stała w ołtarzu i broniła ludzi Wilna od zarazy materialnej i duchowej - "Tak obiecałem Matce Bożej pod Chocimiem".
.



Figura Białej Pani w kościele oo.Franciszkanów w Wilnie.
foto: Władysław Pitak ( sokal2@wp.pl )



@@@@@@@@@@@@@@@@@@@


.@@@@@@@@@@@@@@@@

Opierając się na świadectwie o. Wielemańskiego statuę NMP ustawiono w klasztorze (obok kościoła) 12 czerwca 1794 r. Kroniki zakonne datują jednak pojawienie się figury NMP w konwencie wileńskim na rok 1750.

Figurę ustawiono w przedsionku rozmównicy klasztornej przy furcie, Szybko ów posąg zyskał sławę jako "łaskami słynący". Świadczyły o tym zawieszane w drewnianych szafkach po obu stronach figury różnorodne wota.
.


Figura Białej Pani w kościele oo.Franciszkanów w Wilnie.
foto: Władysław Pitak ( sokal2@wp.pl )

@@@@@@@@@@@@@@@@


Po upadku Powstania Styczniowego, w 1864 r. Zakon Braci Mniejszych Konwentualnych na terenie zaboru rosyjskiego uległ kasacji, a jego majątek został skonfiskowany.

Figura Matki Bożej, z rozkazu władz rosyjskich miała być zniszczona, ale katolicki urzędnik Feliks Pietraszkiewicz całą niszę, w której figura była umieszczona w 1890 r. samowolnie wyłożył deskami i otynkował, pozostawiając biały posąg wewnątrz ściany.

.

Figura Białej Pani w kościele oo.Franciszkanów w Wilnie.
foto: Władysław Pitak ( sokal2@wp.pl )

@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@


Z czasem tynk odpadł, deski powysychały i przez szpary w nich można było zauważyć postać Białej Pani.

Ktoś wyciął w deskach małe okienko, przez które było widać część postaci Matki Boskiej i zawiesił powyżej lampkę. Przed figurą zaczęli się gromadzić modlący.

Gdy w 1905 r. wydano "ukaz" tolerancyjny, dający wierzącym pewne swobody, Ludwik Ostreyko - pracownik magistratu miejskiego uzyskał pozwolenie na renowację figury i urządzenie skromnej kaplicy przerobionej z dawnego przedsionka rozmównicy klasztornej przy furcie.

Przy pomocy wiernych, kaplicę odgrodzono od konwentu ścianką. Dawne drzwi przerobiono na ozdobne okno. Figurę przyozdobiono dwoma aniołami, trzymającymi nad głową Maryi koronę, a u stóp Białej Pani postawiono skromny ołtarz.
.



Figura Białej Pani w kościele oo.Franciszkanów w Wilnie.
foto: Władysław Pitak ( sokal2@wp.pl )




@@@@@@@@@@@@@@@



Dnia 8.10.1906 r. biskup wileński Edward Ropp dokonał uroczystego poświęcenia figury Madonny i nowej kaplicy pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia i przeznaczono ją dla stowarzyszenia Sług Katolickich św. Zyty.

Franciszkanie, po powrocie do miasta, zaczęli służyć ludności w tej właśnie "Małej Ostrej Bramie", jak nazywano kaplicę, aż do roku 1934, tj. do odzyskania przez zakon kościoła.
.



Figura Białej Pani w kościele oo.Franciszkanów w Wilnie.
foto: Władysław Pitak ( sokal2@wp.pl )


.@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@


Po odzyskaniu kościoła, w kwietniu 1935 r. figurę ustawiono w świątyni. Nabożeństwa przed nią odbywały się do 1947 r.

W tym roku kościół został ponownie skonfiskowany i przerobiony na archiwum NKWD, a kaplicę (w lewej nawie kościoła), w której stała figura zamurowano.
.

W 1992 r. archiwum NKWD wywieziono. Zrujnowany kościół pozostał opuszczony.

W lipcu 1993 r. rozpoczęto demontaż ściany odgradzającej kaplicę, a następnie w całej świątyni rozpoczęto prace archeologiczne. Przez kilka lat kościół był własnością Kurii Metropolitalnej w Wilnie.


@@@@@@@@@@@@@@@@@@


Tatiana Pitak (Fiedosichin)

Figura Matki Bożej jest pełna wyrazu i siły artystycznej, ale czy to wystarczyło, aby ukryta gdzieś w przedsionku klasztoru stała się nagle tak bardzo znana?

Klasztor franciszkański nie był przecież - zwłaszcza w drugiej połowie XVIII w. - miejscem pielgrzymkowym.

@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@

Z zapisków kronikarskich można wywnioskować, że kult Matki Boskiej Brzemiennej (Białej Pani) rozpoczął się spontanicznie i samoistnie bez sztucznego " wymuszania" czci maryjnej.

W zapiskach jest również mowa o cudach, ale w toku poszukiwań nie natrafiono na ślady szafek zawierająych wota, także żadnego opisu cudów. Jednocześnie nie można wykluczyć, że takie cuda miały miejsce, szczególnie w okresie do powstania styczniowego w 1863 r.


@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@


Władysław Pitak


Klasztor franciszkański w Wilnie gromadził w czasie zaborów modlących się o wolność Polski. Nabożeństwa, kazania i modlitwy wlewały nadzieję w serca Polaków i rozbudzały pragnienie szybkiego pokonania wroga.

W czasie powstania styczniowego klasztor był miejscem zarzewia antycarkiego i antyrosyjskiego buntu. To zostało zauważone i zdławione przez władze carskie.

W 1863 r. wydano rozkaz kasaty zakonu franciszkanów, konfiskaty kościoła i klasztoru, nadto nakazano zniszczyć figurę. Ostatecznie figura NMP pozostała na swoim miejscu, choć kilka razy była więziona i zamurowywana.

Od kilku lat Biała Pani ma swoją (piękną) kaplicę w zrujnowanym jeszcze kościele oo. Franciszkanów w Wilnie. Coraz więcej Polaków i Litwinów, a także wielu obcokrajowców odwiedza łaskami słynącą Madonnę i powierza Jej swoje troski, zmartwienia i radości.

Kościół oo. Franciszkanów w Wilnie jest rzadkim zabytkiem architektonicznym i (przez swoją tragiczną przeszłość) szczególnym miejscem , godnym odwiedzenia i modlitwy .

~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Figura Białej Pani w kościele oo.Franciszkanów w Wilnie.

foto: Władysław Pitak ( sokal2@wp.pl )
Opracowanie tekstu: Władysław Pitak
Kopiowanie i rozpowszechnianie fotografii tylko za zgodą autora.
Gość
PostWysłany: Sob 11:42, 20 Lut 2010    Temat postu: Kapłaci, bracia i siostry zakonne - patrioci Polski Kresowej

.
Franciszkanie na Litwie

o. Dionizy Sowiak - gwardian oo. Franciszkanów w Wilnie
______________________________________________.



Grób o. Dionizego Sowiaka - gwardiana klasztoru oo. Franciszkanów w Wilnie.
Fragment fotografii wykonanej 80 lat temu - pamiątki poświęcenia granitowego krzyża na grobie zakonnika.
(Ze zbiorów rodzinnych Tatiany Pitak Fiedosichin)


@



Grób o. Dionizego Sowiaka - gwardiana klasztoru oo. Franciszkanów w Wilnie, zmarłego ponad 80 lat temu i pochowanego na cmentarzu Bernardyńskim w Wilnie.

Fragment fotografii wykonanej w lipcu 2009 r. przez Tatianę Pitak Fiedosichin






Grób o. Dionizego Sowiaka - gwardiana klasztoru oo. Franciszkanów w Wilnie.

Fotografia wykonana 80 lat temu - pamiątka poświęcenia granitowego krzyża na grobie zakonnika.
(Ze zbiorów rodzinnych Tatiany Pitak Fiedosichin)

Porównanie fotografii sprzed osiemdziesięciu lat z dzisiejszą:
1. Grób znajdujący się po lewej stronie jest dzisiaj zarośnięty i nie ma na nim żadnych oznaczeń dot. osoby tam pochowanej.
2. Drzewa po prawej stronie grobu o. Dionizego również już nie ma.
3. Grób o. Dionizego jest pielęgnowany i po 80 latach jest w całkiem niezłym stanie.


@



Grób o. Dionizego Sowiaka - gwardiana klasztoru oo. Franciszkanów w Wilnie, zmarłego ponad 80 lat temu i pochowanego na cmentarzu Bernardyńskim w Wilnie.

Grób znajduje się w odległości ok. 20 m od wejścia głównego , na początku alejki biegnącej wzdłuż muru.

Fotografia wykonana w lipcu 2009 r. przez Tatianę Pitak Fiedosichin


Porównanie fotografii sprzed osiemdziesięciu lat z dzisiejszą:
1. Grób znajdujący się po lewej stronie jest dzisiaj zarośnięty i nie ma na nim żadnych oznaczeń dot. osoby tam pochowanej.
2. Drzewa po prawej stronie grobu o. Dionizego również już nie ma.
3. Fotografia znajdująca się na podstawie krzyża została zmieniona i umieszczono ją po lewej stronie obok znaku kapłaństwa.

Grób o. Dionizego jest pielęgnowany i po 80 latach jest w całkiem niezłym stanie.



.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group